Dezodorant Migdał z Kalifornii Yves Rocher - nie idealny a jednak ulubiony

Dezodorant Migdał z Kalifornii Yves Rocher - nie idealny a jednak ulubiony


Od producenta:
Dezodorant bez alkoholu, o delikatnym, subtelnym zapachu Migdałów z Kalifornii, zapewnia pełną ochronę przez 24h. Praktyczne opakowanie jest bardzo poręczne w użyciu. Łatwy w użyciu, reguluje proces pocenia się zachowując równowagę skóry - duża kulka pozwala szybko i łatwo nałożyć odpowiednią ilość produktu. Formuła wzbogacona o Aloe Vera chroni Twoja skórę.

Zalety produktu
● Nie pozostawia śladów na skórze.
● Pozostawia delikatny i subtelny zapach.
● Formuła bez alkoholu.
● Ochrona przez 24h.
● Praktyczne opakowanie i końcówka roll-on.
● Reguluje procesy pocenia się.

Informacje dodatkowe
● Testowany pod kontrolą dermatologiczna.
● Nie zawiera soli aluminium.
● Nie zawiera parabenów.
● Nie zawiera składników pochodzenia zwierzęcego.
● Opakowanie nadaje się do recyklingu.

Moja opinia:
Miałam kiedyś przecudnie pachnący dezodorant w kulce z firmy Oriflame – nie chronił może zbyt dobrze przed poceniem ale zapach bezgranicznie zawładnął moim sercem – był bardzo delikatny, lekko słodki, ciepły. Strasznie było mi przykro kiedy wycofano go z oferty, bo nie przypuszczałam, że znajdę kiedyś jego odpowiednik. A taki pojawił się u Yves Rocher.

Zapach Migdałów z Kalifornii uwiódł mnie już w żelu pod prysznic, więc kiedy tylko zobaczyłam w ofercie dezodorant w kulce z tej samej serii, po prostu musiałam go mieć.


Zacznę od zapachu – bardzo przypomina mi ten oriflamowski – też jest ciepły, lekko słodkawy z łagodną świeżą nutą, bardzo delikatny. Nie gryzie się z perfumami, tak właściwie to na ubraniach nie jest wyczuwalny. Bardzo podoba mi się ta jego delikatność.

Jego działanie dezodoryzujące także charakteryzuje delikatność. Nie jest to preparat dobrze chroniący przed poceniem – niestety w upalne dni lub podczas wzmożonego wysiłku nie unikniemy mokrych plam pod pachami. Trzeba jednak przyznać, że dezodorant niweluje przykry zapach (choć ja nie pocę się dużo i na palcach jednej ręki mogę policzyć sytuacje, w których faktycznie czułam, że nie pachnę fiokami).

Preparat ma bardzo rzadką, wręcz wodnistą konsystencję, ale nie wchłania się błyskawicznie. Trzeba dać mu chwilę na wyschnięcie. Odradzam zakładania ubrania zanim dezodorant się wchłonie, bo zostawi ślady na materiale.

Dlaczego więc stał się jednym z moich ulubionych dezodorantów? Na pewno dzięki zniewalającemu, otulającemu zapachowi. Na działanie też w sumie nie mogę zbytnio narzekać, bo w chłodniejszych miesiącach jest ono dla mnie optymalne. Na fitness używam silniejszych specyfików. Niewątpliwą zaletą tego dezodorantu jest też przyjazny skład – kosmetyk nie zawiera szkodliwych soli aluminium ani parabenów a od kilku miesięcy zwracam baczną uwagę na to, co aplikuję na skórę.

Jest wydajny, służy mi codziennie od dobrych kilku miesięcy i myślę, że szybko się nie skończy.

Dezodorant Yves Rocher mogę polecić osobom unikającym szkodliwej chemii w kosmetykach oraz nie posiadających problemów z (nadmierną) potliwością. W silne upały lub na fitness trzeba będzie jednak użyć czegoś innego.

Opakowanie: plastikowe z kulką, 50 ml

Cena: ok. 11,00zł

Skład: Aqua, Aloe Barbadensis Lear Juice, Triethyl Citrate, Polyglyceryl-3 Caprylate, Parfum, Sodium Benzoate, Xanthan Gum, Citric Acid, Prunus Amygdalus Dulcis Fruit Extract, Propylene Glycol, Salicylic Acid
Krem pod oczy z dziką różą Korres

Krem pod oczy z dziką różą Korres

Od producenta:

Krem o aksamitnej konsystencji, chroni i rozjaśnia okolice oczu. Olejek z dzikiej róży, naturalne źródło witaminy C, wygładza drobne zmarszczki i rozjaśnia przebarwienia. Wyciąg z drożdży poprawia mikrokrążenie, dodając energii skórze i zmniejszając sińce pod oczami.
Sposób użycia: nakładać na okolice oczu, omijając górną powiekę.

Moja opinia:

Źle zaczęła się moja znajomość z marką Korres. Skusił mnie bogaty w naturalne ekstrakt skład, promocja oraz fakt, że wielką fanką kremu do twarzy z tej serii jest Scarlett Johansson. No cóż, nieco ponad 100 zł wyrzucone w błoto…

Zacznę może od charakterystyki mojego problemu. Skóra wokół moich oczu to tereny pustynne. Skóra jest cienka, poprzez ciągłe mrużenie oczu narażona na tworzenie się zmarszczek mimicznych a na dodatek pod oczami mam wielkie sine podkówki, z którymi nawet porządna dawka snu kiepsko sobie radzi. Uczucie suchości potęguje jeszcze zespół suchego oka.

W kremach pod oczy szukam przede wszystkim porządnego nawilżenia. Redukcja zmarszczek i sińców jest na dalszym planie. Najbardziej zależy mi na pokonaniu uczucia ciągłej suchości i napięcia skóry wokół oczu.

Krem greckiej marki Korres miał nawilżać. Z recenzji, które czytałam przed zakupem wynikało, że robi to bardzo dobrze. Ba, nawet odżywia. A przy dłuższym stosowaniu i sińce robią się mniej widoczne.


No cóż, ja już po kilku tygodniach wiedziałam, że w moim przypadku cud się nie wydarzy. Po pierwsze ten krem słabo nawilża. Wbrew zaleceniom producenta smarowałam nim nie tylko okolice pod oczami ale także górną powiekę. Krzywdy mi przez to nie zrobił ale skórze cały czas wyraźnie brakowało nawilżenia. Już kilka minut po aplikacji czułam dyskomfort związany z napięciem skóry. Po kilku miesiącach stosowania musiałam zaopatrzyć się w dodatkowy nawilżacz, bo Korres zwyczajnie nie dawał rady. Uratowała mnie wtedy próbka kremu pod oczy dr. Hauschka, który z miejsca stał się moim ulubieńcem.

Kremy pod oczy zawsze trzymam w lodówce. Lubię rano to uczucie chłodu wokół oczu, mam wrażenie że spojrzenie robi się wtedy bardziej promienne. W przypadku kremu Korres żadnego chłodu nie odczułam. Tak jakby tubka, w której jest zamknięty, chroniła go szczelnie przed zmianami temperatur.

Pozytywnego wpływu na cienie pod oczami również nie odnotowałam. Sińce jak były, tak są. Zresztą w moim przypadku są one związane z kiepskim krążeniem i brakiem wystarczającej ilości snu a nie ze zmianami pigmentacji, więc wątpię aby jakikolwiek krem pod oczy zniwelował u mnie ten problem.

Do plusów mogę zaliczyć dobrą wchłanialność oraz filtr SPF15. Krem dobrze współpracuje z kosmetykami kolorowymi. Jest bezzapachowy.

Krem pod oczy z dzikiej róży niestety nie przypadł mi do gustu. Pieniądze, które na niego wydałam, uważam za stracone. Samej marce dam jednak jeszcze szansę (i to pewnie nie jedną), może inne produkty spełnią moje oczekiwania.

Opakowanie: tubka 15ml

Cena:
139,00zł (perfumerie Sephora – marka na wyłączność)

Skład:
Aqua/Water/Eau, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Octocrylene, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Caprylic/Capric Triglyceride, Triheptanoin, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Betaine, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Coco-Glucoside, Sodium Stearoyl Glutamate, Sucrose Distearate, Aesculus Hippocastanum (Horse Chestnut) Seed Extract, Butylene Glycol, Distarch Phosphate, Ethylhexylglycerin, Euphrasia Officinalis Extract, Glycine Soja (Soybean) Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Hydroxyethylcellulose, Lactic Acid, Lonicera Caprifolium (Honeysuckle) Flower Extract, Lonicera Japonica (Honeysuckle) Flower Extract, Olea Europaea (Olive) Oil Unsaponifiables, Panthenol, Parfum (Fragrance), Phenoxyethanol, Rhodiola Rosea Root Extract,Rosa Canina Fruit Oil, Rosa Rubiginosa Seed Oil, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Ruscus Aculeatus Root Extract, Saccharomyces Cerevisiae Extract, Saccharomyces/Xylinum/ Black Tea Ferment, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Sodium Ascorbyl Phosphate, Sodium Gluceptate, Tocopherol, Tocopheryl Acetate, Xanthan Gum.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2018 Kobiece Fanaberie , Blogger